Coś tu ewidentnie nie gra. Niedawno skończyłem jedną z
książek Jo Nesbo i zamiast wielkiej radochy płynącej z lektury sążnego stuffu,
dopadła mnie największa irytacja od czasu zadymy z Doliną Rospudy. Niestety
norweski pisarz swoim standardem pisania zbliżył się do PRL-owskich powieści
produkcyjnych, tj. każda jego kniha
opiera się na tym samym schemacie. Po uważnej lekturze Karaluchów byłem w stanie przewidzieć jak skończą się Upiory. A przecież w książkach
kryminalno-thrillerowo-zagadkowych nie ma cięższego zarzutu niż
przewidywalność. Niestety Nesbo nie jest jedynym gościem, który jedzie na
szablonie.
Po przeczytaniu Kodu
Leonarda da Vinci byłem oczarowany. Bardzo fajna intryga, świetnie osadzone
realia, lektura wchodziła jak ksiądz w ministranta. Z prędkością Strusia
Pędziwiatra sięgnąłem po Anioły i demony. Gdzieś w okolicach 70. strony na moim czole pojawiła się
eastwoodowska zmarszczka, która nie wróżyła nic dobrego. Schemat opowieści był
identyczny jak w Kodzie da Vinci i już wtedy wiedziałem, kto jest czarnym
charakterem. Nie myliłem się. I pierwszy (i ostatni) raz w życiu miałem zdanie
podobne do pedofili biskupów i uznałem, że Dan Brown jest dupy. Skoro
potrafi wymyślić tylko jeden schemat fabuły i tylko zmienia scenerię to żaden z
niego pisarz. Co najwyżej generator.
Moja ulubiona książka to Chemia
Śmierci. Świetna, pomotana akcja, szczegółowe (i drastyczne) opisy zwłok,
doskonała narracja, zaskakujące zakończenie – majstersztyk. Jak tylko ukazała
się kontynuacja - Zapisane w kościach – jak pod kosz LeBron wjechałem do księgarni po
nowe dzieło Simona Becketta. I z radością podobną do picia ciepłej wódki z
gwinta w upalny dzień odkryłem w okolicach 4. rozdziału jak książka się
skończy. Z następnymi rzeczami od Becketta było dokładnie to samo. Schemat,
schemat, schemat, schemat!
Szablony i schematy
czasem się przydają – przy pisaniu listów, podań, CV-ek i innego urzędowego
badziewia. Motórhead może nagrywać jedną płytę w kółko. AC/DC też. Ale przy w
książce, która ma trzymać w napięciu do końca schemat powinien być zakazany jak
facjata sąsiada z Miodowych Lat. Dlatego panowie – standardy PRL-u zostawcie
dla PKP i Poczty Polskiej - macie wymyślić coś nowego i rzutkiego albo
będziecie za karę czytać Nad Niemnem
do usranej śmierci. Z nudów. Czyli jakieś 12 minut. Bang.