Paru moich znajomych postanowiło wejść w dorosłość w opcji
all inclusive i poza wyprowadzką z rodzinnego domu świadomie mniej lub bardziej
(idę o zakład, że zdecydowanie mniej) spłodzili sobie potomstwo. Sądząc po
milionach fotkach na fb (naprawdę, zluzujcie trochę – 37 fotek z jednego
spaceru to nie jest dobry pomysł. Poza tym pomyślcie – chcielibyście, żeby wasi
rodzice w 1992 roku mieli fb i wrzucali wasze fotki na nocniku w neta? NO
WŁAŚNIE. Wasze smyki też tego nie chcą.) dzieciaki te dorastają w cudownym
warunkach i nic im do szczęścia nie brakuje. Postawa godna pochwały, aczkolwiek
trzeba uważać z rozpieszczaniem dziecka, bo wychować można małego
niewdzięcznika, który będzie w stanie przehandlować całą rodzinę za paczkę
fajek.
Z racji na panujący obecnie wyścig szczurów w podstawówkach,
gimbazjach i ogólniakach każdy bachor musi mieć najnowszy telefon, komputer i
limuzynę z prywatnym szoferem. Jakiś czas temu byłem na komunii u chrześniaka
mojego taty – gościu dostał prezenty warte tyle, że w zasadzie mógłby z miejsca
odkupić od szejków Manchester City. Żeby
mały Dyzio nie odstawał poziomem (jak to mówią młodzi ludzie w ęternecie) SWAGU
rodzice wypruwają sobie żyły i pracują na 3 etaty – tylko po to, by syn
Kowalskich nie zrobił Dyziowi klasycznej spłuczki za brak iPhone’a. A że
rodzice zarabiają max. 15 kopiejek miesięcznie to nierzadko zaciągają kredyty,
żeby zapewnić wszelkie (niezbędne w ich mniemaniu) luksusy swojemu dziecku.
Kredytu nie ma z czego spłacić, komornik zabiera dom i godność. Niezbyt
ciekawie. A dzieci nie pomogą – przecież są margarynowe.
Nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji (zwłaszcza tutaj) |
Dlaczego margarynowe? Widzieliście kiedyś konsystencję
margaryny? Mniej więcej tak przygotowaną (i twardą) dupę na potężny kop od
życia mają rozpieszczone do granic możliwości bachory. Buzie pracą nieskalane,
zaszokowane tym, że pieniądze nie rosną na drzewie i że trzeba wykonywać zawód
inny niż syn/córka, żeby mieć kabonę. Do tego okazuje, że praca to nie są rurki
z kremem. A co gorsza, wychodzi na jaw od zarania dziejów prawda ukrywana, że
mieszkania nie sprzątają krasnoludki i sarenki, a niebieski ptaszki nie gotują
obiadów. A że przez ponad dwie dekady swojego życia Dyzio nic nie robił (bo nie
musiał) to teraz nie wie, co ma zrobić z życiem. Siedzi więc i czeka aż
wszystko zrobi się samo. Jest tylko jeden szkopuł – nie zrobi się.
Dlaczego drodzy rodzice – dzieci starszych i młodszych –
bierzcie kajet i notujcie. Lekarz odcina pępowinę przy porodzie i powinna być
to dla was wskazówka, że mały Dyzio powinien być usamodzielniany. Nie chodzi co
prawda o to, żeby słać smyka na szychtę w kopalni albo wypuszczać go do puszczy
z plastikowym nożykiem i kazać mu wrócić za tydzień, ale żeby np. motywować go
do pracy metodą kija i marchewki. Chce nowego kompa? Niech część pengi odłoży samemu.
Chce wrócić później do domu? W zamian niech pozmywa garki. Chce zacząć słuchać happysad?
Oddajcie do adopcji albo wyrzućcie przez okno. Pokazywanie gawiedzi, że
oszczędnością i pracą kozacy się bogacą będzie miało dla tejże gawiedzi
pozytywny wpływ w przyszłości. Wy też chyba wolelibyście mieć schron ze stali
niż z margaryny, nieprawdaż?