Parę razy siedziałem z otwartym piwem w złym miejscu i w
złym czasie. Panowie ze Straży Miejskiej nie podzielali mojej potrzeby
wychillowania się i – zapewne z
zazdrości, że oni nie mogą napić się browara – wlepiali mi fiszkę, która
oznajmiała mi, że mam zapłacić 100 złociszy. Najdroższa akcyza jaka istnieje.
Ale można mieć jeszcze większego pecha.
Parę dni temu Pewien Pan z Białej Podlaskiej dostał mandat w wysokości jednego Jagiełły
za użycie nieprzyzwoitego słowa. Czy
PP powiedział:
- chuj
- kurwa jego w dupę zapierdolona mać
- Wałbrzych
- ja pierdolę?
Żadna
z powyższych odpowiedzi nie jest poprawna. PP użył słowa... (dzieci zatkać
uszy) HOLERA! Jeżeli myślicie, że
pomyliłem się przy pisaniu tego nieprzyzwoitego słowa, to nie macie racji. W
końcu wykształcony pan ze Straży Miejskiej zna podstawy ortografii i
podejrzewam nawet, że do 30 policzy bez pomocy abakusa.
Otóż
nie.
Wieść
gminna głosi, że ludzie ze Straży Miejskiej, to osoby, które były zbyt głupie,
żeby dostać się do policji. Co za tym idzie – jako ostatnie łapią dowolny
dowcip, a co gorsza za wszelkę cenę próbują udowodnić całemu światu, że mają
władzę. I korzystają z tejże władzy – nie patrząc, czy ma to jakikolwiek sens.
Żeby się o tym przekonać wystarczy obejrzeć w necie kilka filmików ze sprawnych
interwencji panów z SM.
Jestem
pewny, że w tym momencie jakiś zbir wyrywa starszej pani torebkę i nikt mu w
tym nie przeszkadza. Strażnicy miejscy właśnie zakładają komuś kaganiec na
samochód albo wypisują mandat za picie browara. Rozumiem,że prawo to prawo, i
że łamanie go może skończyć się niemiłymi konsekwencjami. Tylko czemu zatrudnia
się bandę frustratów rozczarowanych swoim życiem, którzy zajmują się
egzekwowaniem najłatwiejszych do egzekwowania przepisów? Chyba czas wezwać
Batmana. Siemano.