Chyba każdy zna z dzieciństwa taką sytuację – jedziemy autem z rodzicami, w środku temperatura, która z reguły towarzyszy wytapianiu stali, zaduch jak w czeczeńskiej spelunie i do tego ten jakże radosny miętowy albo cytrynowy odór, który zapewne jest w stanie wywołać poronienie u ciężarnej kobiety. Bardziej aborcyjne właściwości ma tylko i wyłącznie kawa, którą robię sobie w celu leczenia kaca. Nawet wyzerowanie flachy i zapicie benzyną nie powoduje takiej reakcji wymiotnej jak zapach WUNDERBAUMA. Oficjalne stanowiska Waszyngtonu, Moskwy i Phenianu nie są jeszcze znane, ale jestem w stanie postawić swoje jelito i zdrowszą nerkę, że będą wyjątkowo zgodni – choinki zapachowe to tortura porównywalna do oglądania Serie A.
Myślę, że nie tylko ja, ale i nawet uczeni w piśmie nie są w stanie ogarnąć fenomenu tych drzewek. OK, wiadomo, że nikt nie lubi jak w aucie capi jakby tchórza rozerwało, ale jest mnóstwo innych duperelków zapachowych, dzięki którym nozdrza czują się jakby miały właśnie urodziny. Także jeżeli macie w aucie płaską choinkę bez bombek, na której napisany jest rozkaz rozstrzelania w języku niemietzkim, to zróbcie coś dla świata i wyrzućcie to cholerstwo do kosza. Mała ewaporacja by nie zaszkodziła. Buenos Aires
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzypomina się wymiotno słodki zapach waniliowy z odświeżacza w klasie pani Szpakowskiej (nie mam pewności co do nazwiska) w jakże elitarnym gimbazjum numero 1
OdpowiedzUsuńA one już nie wyginęły śmiercią naturalną?
OdpowiedzUsuńniestety ciągle się przewijają gdzieś, wg strony http://www.wunderbaum.pl/ radzą sobie całkiem dobrze... w końcu PRL wiecznie żywy
OdpowiedzUsuńWunderbaum czarna nie jest taka zła :P
OdpowiedzUsuń