czwartek, 18 kwietnia 2013

Chłopaki rzewnie płaczą, bo nie będzie już poranku kojota

Tum tum tum. W mojej duszy nastąpiło tąpnięcie niczym w wałbrzyskim biedaszybie. Właśnie zdałem sobie sprawę, że ostatnia polska komedia, która rozjebała mnie jak nieróbstwo Greków budżet Unii Europejskiej miała premierę w 2005 roku. Do tej pory piję ze znajomymi „za bezpieczny weekend”, staram się być jak „Tommy Lee Jones w Ściganym”, moja była „miała na drugie pomyłka”, a o każdym meczu naszych piłkarzy myślę „nawet tacy goście jak wy nie są w stanie tego spierdolić”. A jednak są w stanie… Mimo, że te komedie są z przełomu wieków, to dalej są wykorzystywane w slangu ludzi w przedziale wiekowym 18-26 bardziej niż chłopak w friendzonie.

A dlaczego nie mówi się nowszymi filmami? To oczywiste. Każdy to widział np. Kac Wawę wie, że ten film był śmieszny jak utopienie 10 małych labradorków. Och Karol miał stężenie gagów i świetnych tekstów porównywalne ze stężeniem alkoholu we krwi Matki Teresy z Kalkuty. A co w tych tworach nie bangla? Po pierwsze – aktorzy grający w komediach ¾ życia spędzają na graniu w styropianowych tasiemcach typu M jak Miłość, przez co ich gra jest sztuczna jak cycki u aktorek z Brazzersa. Scenarzyści są wypaleni jak pety na Dworcu Głównym. I co za tym idzie dialogi są sztywne jak zaganiacz Romka Polańskiego po ujrzeniu małej Nel w ekranizacji „W pustyni i puszczy”, fabuła jest głęboka jak kałuża na pustyni Atacama, a więcej polotu i zwrotów akcji występuje w życiu kury.

I naszła mnie taka rezolucja, iż obecnie komedie są robione przez ludzi w wieku trochępóźniejniżśrednim dla ludzi w wieku trochępóźniejniżśrednim, co oznacza, że dowcip będzie minimalnie wyższy niż w żarcie na początku Familiady. Spójrzcie na poczucie humoru swoich parentów. Nie mam racji? Dodatkowo środowisko filmowe w Polsce to beton większy niż PZPN za rządów Grześka Laty. W KAŻDEJ komedii musi wystąpić Tomasz Kot/Borys Szyc/Piotr Adamczyk, gdyż inaczej film jest nieważny i traktowany jak Rihanna przez Chrisa Browna. A niestety Kot ma tyle talentu komediowego, co niemieccy thrasherzy talentu do robienia słuchalnej muzyki, Adamczyk nadaje się tylko na papieża, a Szyc jest tak przeciętny, że powinien nazywać się Randy Random.

Oczywistym jest, że przydałoby się trochę polotu i finezji w tym smutnym jak pizda mieście. I nawet mam koncepcję jak sprawić, aby uratować polskie komedie. Trzeba wziąć kilku młodych, niewypalonych aktorów o charyźmie tak namacalnej, że można jej przybić piątkę. Do tego bierzemy 2-3 ziomeczków, którzy na co dzień nakurwiają na pełny etat na stanowisku „dusza towarzystwa & story teller” w wieku +/- 25 lat i urządzamy im libację godną Snoop Doga – genialne gagi będą pojawiać się tak, jak moralniak po każdym piątku. Do tego jeden gość, który umie pisać i usystematyzuje te światłe pomysły i złoży je do kupy za pomocą ciekawej historii i postaci tak barwnych tęcza po LSD. I przy odrobinie szczęścia może się uda. Wesołej chanuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz