wtorek, 29 października 2013

Simon i spółka – stać was na coś więcej niż powieści produkcyjne!

Coś tu ewidentnie nie gra. Niedawno skończyłem jedną z książek Jo Nesbo i zamiast wielkiej radochy płynącej z lektury sążnego stuffu, dopadła mnie największa irytacja od czasu zadymy z Doliną Rospudy. Niestety norweski pisarz swoim standardem pisania zbliżył się do PRL-owskich powieści produkcyjnych,   tj. każda jego kniha opiera się na tym samym schemacie. Po uważnej lekturze Karaluchów byłem w stanie przewidzieć jak skończą się Upiory. A przecież w książkach kryminalno-thrillerowo-zagadkowych nie ma cięższego zarzutu niż przewidywalność. Niestety Nesbo nie jest jedynym gościem, który jedzie na szablonie.

Po przeczytaniu Kodu Leonarda da Vinci byłem oczarowany. Bardzo fajna intryga, świetnie osadzone realia, lektura wchodziła jak ksiądz w ministranta. Z prędkością Strusia Pędziwiatra sięgnąłem po Anioły  i demony. Gdzieś w okolicach 70.  strony na moim czole pojawiła się eastwoodowska zmarszczka, która nie wróżyła nic dobrego. Schemat opowieści był identyczny jak w Kodzie da Vinci i już wtedy wiedziałem, kto jest czarnym charakterem. Nie myliłem się. I pierwszy (i ostatni) raz w życiu miałem zdanie podobne do pedofili biskupów i uznałem, że Dan Brown jest dupy. Skoro potrafi wymyślić tylko jeden schemat fabuły i tylko zmienia scenerię to żaden z niego pisarz. Co najwyżej generator.

Moja ulubiona książka to Chemia Śmierci. Świetna, pomotana akcja, szczegółowe (i drastyczne) opisy zwłok, doskonała narracja, zaskakujące zakończenie – majstersztyk. Jak tylko ukazała się kontynuacja -  Zapisane w kościach – jak pod kosz LeBron wjechałem do księgarni po nowe dzieło Simona Becketta. I z radością podobną do picia ciepłej wódki z gwinta w upalny dzień odkryłem w okolicach 4. rozdziału jak książka się skończy. Z następnymi rzeczami od Becketta było dokładnie to samo. Schemat, schemat, schemat, schemat!

Szablony i  schematy czasem się przydają – przy pisaniu listów, podań, CV-ek i innego urzędowego badziewia. Motórhead może nagrywać jedną płytę w kółko. AC/DC też. Ale przy w książce, która ma trzymać w napięciu do końca schemat powinien być zakazany jak facjata sąsiada z Miodowych Lat. Dlatego panowie – standardy PRL-u zostawcie dla PKP i Poczty Polskiej - macie wymyślić coś nowego i rzutkiego albo będziecie za karę czytać Nad Niemnem do  usranej śmierci.  Z nudów. Czyli jakieś  12 minut. Bang.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz