czwartek, 18 kwietnia 2013

Kto tym razem nie zagra we Wrocławiu?


Czy jest coś smutniejszego niż piosenka duetu Rojek-Nosowska wyprodukowana przez gitarzystę Sigur Ros? Owszem jest! A mianowicie to, że Stadion Miejski we Wrocku zarasta pajęczyną jak mój portfel po tygodniu od Matki Boskiej Pieniężnej. Nie dość, że mecze Śląska są tak pasjonujące, dynamiczne i finezyjne jak opisy przyrody w wykonaniu Elizy Orzeszkowej  (Nad Niemnem!), to na dodatek kolejny koncert Wielkiej Gwiazdy został nam podprowadzony przez inne miasto. Zaczynam nabierać podejrzeń, że ludzie z Urzędu Miasta sądzą, iż Stadion Narodowy należy terytorialnie do Wrocławia, bo zawsze jak czytam, że Nirvana, Bitelsi (akurat jeden miał być), Elvis czy inna legenda ma grać we Wro, to za 2 dni okazuje się, że gra na Narodowym. „Negocjacje są prawie na finiszu”. To tak jakby stwierdzić, że informatyk we flanelowej koszuli z włosami postawionymi na Olej Kujawski prawie zaliczył laskę pokroju Trzynastki z House’a, bo się o nią otarł w zatłoczonym jak indyjskie Inter Regio tramwaju.  Mnóstwo ludzi napalało się na koncert McCartneya jak Żyd na wysadzaną diamentami myckę. Sam liczyłem, że na tym koncercie przeżycia będą tak mocne, że moje jądra zamienią się miejscami, a tymczasem zostanie mi muzyczna masturbacja i co najwyżej puszczenie koncertu na youtube.  Dlatego prośba do urzędników i innych Odpowiedzialnych Ludzi – następnym razem jak będzie załatwiać jakiś gig, to najpierw go załatwcie, upewnijcie się osiem razy, że impreza jest zabukowana i wtedy się chwalcie. Bo inaczej wasza wiarygodność i szacunek ludzi będzie na poziomie wiarygodności kredytowej bezrobotnego cygana alkoholika. Adios.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz