Wtorek. We Wrocławiu spadły cztery płatki śniegu. Jaki jest
tego efekt? Jadę na uczelnię dwa tygodnie, zamiast dwudziestu minut, a chodniki
oblodzone są tak bardzo, że ostatnio pod moim oknem Jewgienij Pluszczenko
trenował przed igrzyskami w Soczi. Nieważne, że kalendarz pokazuje trzecią
dekadę stycznia, i że tak naprawdę to Pani Zima przez miesiąc miała wbite, że
powinno sypać śniegiem. Jak zwykle –
zima zaskoczyła cały świat.
To naprawdę jest niesamowite. Każdy wie, że „sorry, taki
mamy klimat” i kiedyś ten śnieg spadnie, a temperatura zejdzie poniżej zera. I
co roku to samo. Rozkład jazdy tramwajów i autobusów staje się pobożnym
życzeniem, a twój dyliżans jest jak profesor PWr-u – „będzie, jak przyjedzie”.
Do tego chodniki są tak śliskie, że średnio co 30 metrów leży człowiek z
otwartym złamaniem przedramienia. A karetka po niego nie przyjedzie, bo na
ulicach też jest ślisko, więc erka zapewne wpadnie w poślizg i spowoduje
wypadek. Który z kolei sprawi, że twój spóźniony tramwaj przyjedzie dopiero za
3 lata. A do tego czasu zdążysz 6 razy zamarznąć.
Są jeszcze inne powody, żeby nienawidzić zimy.
Błoto pośniegowe. Wszędzie, dosłownie wszędzie. Dzięki temu
wynalazkowi każde miejsce wygląda jak owoc miłości łódzkich slumsów i Anny
Grodzkiej. A jako, że każdy but zimowy ma bieżnik głębokości Rowu Mariańskiego
(jeżeli nie masz takiego z takim bieżnikiem, to wywrócisz się i złamiesz rękę),
to błoto przemyca się także do mieszkań. Więc każde mieszkanie jest zasyfione. Gratuluję
przebiegłości, Panie Śniegu.
Kolejny minus zimy? Koszmarne niskie temperatury. Ostatniej
nocy było tak zimno, że zamarzł mi płyn w gałce ocznej, a moja krew stała się
gęsta jak zasychający beton. Trzeba się zatem ubierać w 4 kurtki, 6 bluz i 13
czapek. Tylko po to, żeby wejść do sklepu, upocić się, a potem wyjść na ten
mróz i z miejsca dostać zapalenia płuc. I umrzeć. Gratuluję przebiegłości, Panie
Mrozie.
Do tego słonko zdąży zajść zanim zdąży wstać. W efekcie jest
cały czas ciemno. Więc gdy idziesz po chodniku, to nie zauważysz kawałka lodu,
wywrócisz się, złamiesz rękę i nikt ci nie pomoże, bo karetka przecież miała
wypadek. Zatem będziesz leżeć i zamarzniesz. I umrzesz. Gratuluję
przebiegłości, Panie Zmroku.
Ponadto nie rozumiem potrzeby przypinania sobie do kopyt
deski albo dwóch i zjeżdżania z górki (a łyżwy o dziwo bardzo lubię). A po
ostatnim wypadku Schumachera wiem, że już nigdy nie będę jeździł na nartach
albo jednej narcie (zwanej też snowboardem). Pomyślcie tylko. Gość całe życie
jeździł z prędkością międzygwiezdną bolidem F1 i nie nabawił się nawet przeziębienia,
a przyczepił sobie dwie sztachety do płotu, rozpędził do całych 10km/h i w tej
chwili jest równie rozmowny, co pomidor. Gratuluję przebiegłości, drogie Panie
Narty.
Jest brzydko, zimno i można zginąć. A nawet na pewno się
zginie. Także po co jest zima? Już wam mówię. Żeby jeszcze bardziej cieszyć się
z wiosny. Gratuluję zajebistości, Pani Wiosno! Czekam z utęskneniem, na zawsze
Twój, Fazeusz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz