niedziela, 26 stycznia 2014

Białe szaleństwo doprowadza mnie do szaleństwa

Wtorek. We Wrocławiu spadły cztery płatki śniegu. Jaki jest tego efekt? Jadę na uczelnię dwa tygodnie, zamiast dwudziestu minut, a chodniki oblodzone są tak bardzo, że ostatnio pod moim oknem Jewgienij Pluszczenko trenował przed igrzyskami w Soczi. Nieważne, że kalendarz pokazuje trzecią dekadę stycznia, i że tak naprawdę to Pani Zima przez miesiąc miała wbite, że powinno sypać śniegiem.  Jak zwykle – zima zaskoczyła cały świat.

To naprawdę jest niesamowite. Każdy wie, że „sorry, taki mamy klimat” i kiedyś ten śnieg spadnie, a temperatura zejdzie poniżej zera. I co roku to samo. Rozkład jazdy tramwajów i autobusów staje się pobożnym życzeniem, a twój dyliżans jest jak profesor PWr-u – „będzie, jak przyjedzie”. Do tego chodniki są tak śliskie, że średnio co 30 metrów leży człowiek z otwartym złamaniem przedramienia. A karetka po niego nie przyjedzie, bo na ulicach też jest ślisko, więc erka zapewne wpadnie w poślizg i spowoduje wypadek. Który z kolei sprawi, że twój spóźniony tramwaj przyjedzie dopiero za 3 lata. A do tego czasu zdążysz 6 razy zamarznąć.

Są jeszcze inne powody, żeby nienawidzić zimy.

Błoto pośniegowe. Wszędzie, dosłownie wszędzie. Dzięki temu wynalazkowi każde miejsce wygląda jak owoc miłości łódzkich slumsów i Anny Grodzkiej. A jako, że każdy but zimowy ma bieżnik głębokości Rowu Mariańskiego (jeżeli nie masz takiego z takim bieżnikiem, to wywrócisz się i złamiesz rękę), to błoto przemyca się także do mieszkań. Więc każde mieszkanie jest zasyfione. Gratuluję przebiegłości, Panie Śniegu.

Kolejny minus zimy? Koszmarne niskie temperatury. Ostatniej nocy było tak zimno, że zamarzł mi płyn w gałce ocznej, a moja krew stała się gęsta jak zasychający beton. Trzeba się zatem ubierać w 4 kurtki, 6 bluz i 13 czapek. Tylko po to, żeby wejść do sklepu, upocić się, a potem wyjść na ten mróz i z miejsca dostać zapalenia płuc. I umrzeć. Gratuluję przebiegłości, Panie Mrozie.

Do tego słonko zdąży zajść zanim zdąży wstać. W efekcie jest cały czas ciemno. Więc gdy idziesz po chodniku, to nie zauważysz kawałka lodu, wywrócisz się, złamiesz rękę i nikt ci nie pomoże, bo karetka przecież miała wypadek. Zatem będziesz leżeć i zamarzniesz. I umrzesz. Gratuluję przebiegłości, Panie Zmroku.

Ponadto nie rozumiem potrzeby przypinania sobie do kopyt deski albo dwóch i zjeżdżania z górki (a łyżwy o dziwo bardzo lubię). A po ostatnim wypadku Schumachera wiem, że już nigdy nie będę jeździł na nartach albo jednej narcie (zwanej też snowboardem). Pomyślcie tylko. Gość całe życie jeździł z prędkością międzygwiezdną bolidem F1 i nie nabawił się nawet przeziębienia, a przyczepił sobie dwie sztachety do płotu, rozpędził do całych 10km/h i w tej chwili jest równie rozmowny, co pomidor. Gratuluję przebiegłości, drogie Panie Narty.

Jest brzydko, zimno i można zginąć. A nawet na pewno się zginie. Także po co jest zima? Już wam mówię. Żeby jeszcze bardziej cieszyć się z wiosny. Gratuluję zajebistości, Pani Wiosno! Czekam z utęskneniem, na zawsze Twój, Fazeusz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz