niedziela, 2 lutego 2014

Manuele w klubie - zdecydowanie no me gusta

Już sobota. Mój szajsung oznajmia mi, że jest 48 minut po północy. Siedzę sobie na szatni w jednym z wrocławskich klubów i w pocie czoła zajmuję się jedną ze stu krzyżówek panoramicznych. Ruch niczym w życiu seksualnym fana Manowara – absolutnie zerowy. I nagle stało się coś niedobrego. Do klubu wszedł Hiszpan. A za nim kolejny. Chwilę później potwierdziła się jedna z podstawowych zasad pracy w gastronomii: „Hiszpanie w klubach mnożą się szybciej niż patologie na warszawskiej Pradze”. W ciągu około 3 sekund liczba Manueli wzrosła 2 do ok. 200. Zapewne zapytacie – w czym problem debilu? „Przecież goście z zagranicy zostawią w klubie miliony pesos, a ty napatrzysz się na cudowne świnki”. To prawda - z wyjątkiem tego, że to nieprawda.

Nie ma gorszych klientów niż Hiszpanie.

Po pierwsze – jedyne słowo po angielsku, które znają to puta, które na dodatek nie jest słowem angielskim. Prędzej wytłumaczycie chomikowi tajniki fizyki kwantowej niż Hiszpanowi, że pety jara się tylko w palarni.

Skoro jesteśmy przy petach... popielniczką jest dla nich każdy centymetr kwadratowy podłogi. Radośnie sobie kiepują. Gaszą pety na bogu ducha winnych kafelkach. A po zwróceniu uwagi wyrażają wielką skruchę za pomocą frazala puta puta puta. Zresztą, nie tylko pety Manueli lądują na glebie. Nasi kochani Hiszpanie wnoszą piwo zakupione w pobliskim supersamie – hurtowo. I przecież bez sensu wywalać puszki po browarze do śmietnika – w końcu od czego jest podłoga? Jeżeli myśleliście, że przemycanie lewego alkoholu do lokalu to domena Polaków – myliliście się.

Na dodatek Hiszpanki wcale nie są ładne. Może i są zgrabne, ale KAŻDA, naprawdę każda Manuelka ma wyraz twarzy łączący w sobie zimną sukę, tanią dziwkę, Trabanta i salami. Każda z nich mogłaby nagrać wokale na płytę Motorheada. I każda drze ryja tak głośno, że od czasu pierwszego Erasmus party w moim klubiku (3 miesiące ago) jestem głuchy. Teraz, żeby ocenić, czy jakiś kawałek urywa dupę, muszę wnikliwie analizować tabulary. Dodatkowo Manuelki upijają się do stanu śmierci klinicznej. I trzeba je wypłukiwać z klubu za pomocą szlaufa.

A obserwacja dowolnego Manuela w mig wyjaśnia dlaczego Primera Division jest tak beznadziejna, a w Hiszpanii panuje 140% bezrobocie. Myślą, że wszystko im się należy. Za darmo. Machają łapkami, gdy wymaga się od nich uregulowania rachunku. Wzorem piłkarzy Barcelony symulują faule – nawet podczas picia piwa. Są oburzeni faktem, że nie każda laska z Polski daje się poderwać. Nie rozumiem, jakim cudem, tak pizdusiowaci kolesie mogą dzierżyć tytuł mistrza świata w najbardziej badassowej grze zespołowej na świecie – piłce ręcznej.

Oczywiście są też mili ludzie z Hiszpanii, z którymi można pogadać, pożartować i napić się wspólnie browarka. Niemniej większość Manueli i Manuelek ma chyba wrażenie, że Polska to jakaś speluna i mogą sobie robić, co tylko zechcą. A może są tacy tylko po pijanemu i tak naprawdę są super ludźmi? A może poszli do lasu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz