Już sobota. Mój szajsung oznajmia mi, że jest 48 minut po
północy. Siedzę sobie na szatni w jednym z wrocławskich klubów i w pocie czoła
zajmuję się jedną ze stu krzyżówek panoramicznych. Ruch niczym w życiu
seksualnym fana Manowara – absolutnie zerowy. I nagle stało się coś niedobrego.
Do klubu wszedł Hiszpan. A za nim kolejny. Chwilę później potwierdziła się
jedna z podstawowych zasad pracy w gastronomii: „Hiszpanie w klubach mnożą się
szybciej niż patologie na warszawskiej Pradze”. W ciągu około 3 sekund liczba
Manueli wzrosła 2 do ok. 200. Zapewne zapytacie – w czym problem debilu?
„Przecież goście z zagranicy zostawią w klubie miliony pesos, a ty napatrzysz się
na cudowne świnki”. To prawda - z wyjątkiem tego, że to nieprawda.
Nie ma gorszych klientów niż Hiszpanie.
Po pierwsze – jedyne słowo po angielsku, które znają to puta, które na dodatek nie jest słowem
angielskim. Prędzej wytłumaczycie chomikowi tajniki fizyki kwantowej niż
Hiszpanowi, że pety jara się tylko w palarni.
Skoro jesteśmy przy petach... popielniczką jest dla nich
każdy centymetr kwadratowy podłogi. Radośnie sobie kiepują. Gaszą pety na bogu
ducha winnych kafelkach. A po zwróceniu uwagi wyrażają wielką skruchę za pomocą
frazala puta puta puta. Zresztą, nie tylko
pety Manueli lądują na glebie. Nasi kochani Hiszpanie wnoszą piwo zakupione w
pobliskim supersamie – hurtowo. I przecież bez sensu wywalać puszki po browarze
do śmietnika – w końcu od czego jest podłoga? Jeżeli myśleliście, że przemycanie
lewego alkoholu do lokalu to domena Polaków – myliliście się.
Na dodatek Hiszpanki wcale nie są ładne. Może i są zgrabne, ale KAŻDA, naprawdę każda Manuelka ma wyraz twarzy łączący w sobie zimną sukę,
tanią dziwkę, Trabanta i salami. Każda z nich mogłaby nagrać wokale na płytę
Motorheada. I każda drze ryja tak głośno, że od czasu pierwszego Erasmus party
w moim klubiku (3 miesiące ago) jestem głuchy. Teraz, żeby ocenić, czy jakiś
kawałek urywa dupę, muszę wnikliwie analizować tabulary. Dodatkowo Manuelki
upijają się do stanu śmierci klinicznej. I trzeba je wypłukiwać z klubu za
pomocą szlaufa.
A obserwacja dowolnego Manuela w mig wyjaśnia dlaczego Primera
Division jest tak beznadziejna, a w Hiszpanii panuje 140% bezrobocie. Myślą, że
wszystko im się należy. Za darmo. Machają łapkami, gdy wymaga się od nich
uregulowania rachunku. Wzorem piłkarzy Barcelony symulują faule – nawet podczas
picia piwa. Są oburzeni faktem, że nie każda laska z Polski daje się poderwać.
Nie rozumiem, jakim cudem, tak pizdusiowaci kolesie mogą dzierżyć tytuł mistrza
świata w najbardziej badassowej grze zespołowej na świecie – piłce ręcznej.
Oczywiście są też mili ludzie z Hiszpanii, z którymi można
pogadać, pożartować i napić się wspólnie browarka. Niemniej większość Manueli i
Manuelek ma chyba wrażenie, że Polska to jakaś speluna i mogą sobie robić, co
tylko zechcą. A może są tacy tylko po pijanemu i tak naprawdę są super ludźmi?
A może poszli do lasu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz